niedziela, 5 maja 2013

6.





Po przyjściu do domu rzuciłam wszystkim co miałam w rękach na podłogę u poszłam do kuchni gdzie mama czarowała coś w garach. Usiadłam na krześle z takim impetem, że o mało co nie pękło.
-Co się stało słonko?- Zagadnęła mnie stawiając mi miskę gorącego czegoś przed nosem.
-Nie nic, jestem padnięta uciekł mi bus czołgałam się do domu na nogach.
-O biedactwo moje. Mam dla ciebie coś specjalnego. Jak już zjesz drugie danie zajrzyj do lodówki. Ja wychodzę już do pracy. Pa kochanie.
-Czy my nigdy nie możemy normalnie wspólnie zjeść obiadu? Gdzie jest w ogóle ojciec? Nie widziałam go już 3 dni... Z tobą mijam się w drzwiach zaraz po moim wejściu do domu, i my mamy być normalną rodziną?- Cała złość jaką w sobie dziś tłamsiłam uleciała wraz z moimi słowami. Nie wiem dlaczego ulżyłam sobie kosztem mamy... Popatrzyła na mnie takim wzrokiem, że dreszcz mnie przeszedł. Nie wiem co się w nim kryło. Smutek, złość, nie dowierzanie? Do mamy w ogóle nie podobny.
-Wiem kochanie, mnie też jest przykro z tego powodu. Obiecuję ci, że porozmawiamy jutro. Teraz już naprawdę muszę iść kotu. Pa.
-Gdzie jest tata?- Rzuciłam za nią ostatnim zdanie, ale w odpowiedzi dostałam szczęk zamykających się drzwi. Mam nadzieje, że mi to wyjaśnią bo dla mnie to w cale a w cale nie jest zabawne. Ojciec często wyjeżdża służbowo. Projektuje ogrody dla wielkich zagranicznych szych, przez co w domu jest bardziej gościem niż panem domu. Z mamą tworzą idealnie zharmonizowaną parę. Chciałabym kiedyś coś podobnego osiągnąć ze swoim księciem. Jak by nie było to moja skromna osoba przyczyniła się do tego, że już w czerwcu minie 17 lat od wypowiedzenia ich sakramentalnego „tak”. Po 10 minutach bezsensownego przeżuwanie zupy, z kuchni zawlokłam się po odprężenie do łazienki. Dziś postanowiłam zaszaleć. Nalałam wody do wanny następnie wlałam i wsypałam wszystko co miało spowodować całkowite zrelaksowanie się ciała. A co tam. Włączyłam hydro masaż, na uszy wsadziłam słuchawki i trwałam w tej błogości przez jakieś 30 minut. Czyli do w tedy do kiedy temperatura wody nie zrobiła się taka jaka panuje na Atlantyku. Poszłam do siebie. Na mim wiszącym krześle usadowiłam swoje szanowne, zmordowane 4 litery wraz z laptopem i kocykiem w słodkie różowe pajączki, poczym wlogowałam się na fejsa. Zaraz wyświetliło mi się zdjęcie dodane przez Zuzę z naszych wczorajszych wagarów. Ja jeszcze wprost idealnym stanie, Zula która zaliczyła lekkie zderzenie z mokrą naturą. Oczywiście nie obyło się bez komentarza typu „jak mogłaś?? Patrzaj jak ja wyglądam:*”. Po jakichś 10 minutach został dodany komentarz:
On: „Jednak miss mokrej damy zgarnęła Julitka J.”
Gdyby przez kable można było zabić, ja na pewno w chwili impulsu unicestwiłabym Ralskiego. Jak on mi działa na moje zwoje...
Ja: „Tytuł na super palanta też już ktoś zgarnął J.”
On: „ J”- tylko tyle? Dwukropek i nawias? Ha! Tą potyczkę wygrałam ja. Albo i nie, bo na prywatnym ktoś pisze...
On: „ Nie potrafisz mi tego napisać/powiedzieć wprost?”
Ja: „ Najwidoczniej nie. W ogóle nie musiałabym pisać niczego gdybyś ty nie zaczął. A może nie mam racji co do tego palanta?”
On: „To się jeszcze okaże.”
Ja: „Nie masz nic ciekawszego do roboty?”- Na to akurat odpowiedź nie nadeszła. Najprościej w świecie chłopak po prostu szukał ze mną kontaktu.
On:  „O co chodzi z tą czekoladką?”
Ja: „Przejebałeś.”
On: „ A konkretniej?”
Ja: „A konkretniej to zajebałeś jej wspomagacze. Ma tam naładowane coś co ją pobudza żeby nie zasnęła w czasie lekcji. Ma też takie małe coś w kształcie koniczynki(ekstazy chyba), przez to robi się czulsza i bardziej żywa. Ja tam nie wiem co to jest, ale jednym słowem drugs’y. Czekoladki znajdziesz w każdej biedronce ale nadzienie raczej wyczarujesz. Radze ci przejść jutro rano przez próg biedronki i kupić te czekoladki i odłożyć je na miejsce.”
On: „Nie pomyślałbym, że kiedykolwiek udzielisz mi jakiej kol wiek dobrej radyJ
Ja: „To udzielę ci jeszcze jednej”
On: „Tak? Jakiej?”
Ja: „Nie wkurzaj mnie”
On: „Ty mi grozisz?”
Ja: „Nie, obiecuję
On: „Wezmę sobie tę cenną radę wprost do swego serca Panna Szlachetko.”
Nie odpowiedziałam mu już bo nie chciałam się denerwować przed spaniem. Jutro też jest dzień i to jeszcze wypełniony jego chorą dupą! Dlaczego w ogóle przeniósł się do tej szkoły i to jeszcze w samym końcu semestru? Odpowiedzi miałam nadzieję, że udzieli mi Zuzka, która wtargnęła do pokoju z taką miną, że każda wypowiedziana litera była nie właściwą.
-Kogo o mało co nie odesłałaś na drugi świat?- Przerwałam tą cisze która aż biła po uszach od początku wejścia jej do mojego pokoju.
-Stara, nie mam butów do sukienki.- Co się w takich chwilach robi? Załamuje ręce? Tak właśnie to, i do tego powstałe napięcie wysyła w atmosferę.
-Ale będziesz żyć? Poczekaj przyniosę ci soku na uspokojenie.- Zażartowałam i poszłam do lodówki i wyciągnęłam sok, patrzę dalej i co? NIE WIERZĘ! Moja ulubiona szarlotka z bitą śmietaną. Zapomniałam na śmieć o tym, że mogę takie cudo w lodówce znaleźć. Zwinęłam jeszcze ją i widelczyki po czym udałam się do Zuzy. O mało co nie wydupcy... Bo gdzie nie spojrzeć BUTY. Postawiłam wszystko na stoliku i obserwowałam tył Zuli bo przód utopiła w mojej szafie. W końcu gwałtownie się podniosła trzymając ręce w górze jak ta małpa w „ Królu Lwie” z Simbą na rękach, z tym że ona trzymała moje Labotiny. Z oczami, które we mnie wlepiła nie mogłam jej odmówić.
- Ale nie połam obcasów, bo ja połamie ci nogi i już nigdy więcej nie będziesz potrzebować nawet kapci.
-Jejuuu! Kocham cię.- Tą parę trzymałam schowaną głęboko w szafie przed wszystkimi ciotkami i kuzynkami. Do tej pory nosiły tylko mnie i moją mamę, ale wiedziałam, że Zuzia dobrze się nimi zaopiekuje. A jeżeli nie będzie miała dopasowanych butów do stroju to bez kija bejsbolowego nie podchodź. Albo łopaty. Jest pedantką i perfekcjonistką na cała jej wysokość ciała.
-A gdzie będziesz w nich hasać?
- Idziemy z Alanem na wesele jego brata. I wyobraź sobie mówi mi o tym dopiero miesiąc przed. Kiedy ja się...
-Majska !- Wolałam już zawczasu przerwać ten wywód bo nie skończyła by do rana.-Ja cię uczesze umaluję i pamiętaj! To panna młoda ma wyglądać najładniej. Uściskała mnie i popatrzyła z wielebnym wzrokiem.
-A no i jak Alan coś wymodzi to obiecuję, ściągnę tego buta i wbije mu szpilkę w dupę.
-Oj weź... A właśnie. Ty mi powiedz gdzie cię wcięło na całe 45 minut z angielskiego?
-Psychopata. Mówi ci to coś?
-Mmm... czyżby cię porwał- Znów uniosła te swoje brwi.
- I do tego przetrzymywał w schowku na miotły. I nie mów, że ten osobnik jest zrównoważony emocjonalnie.
-Romantico było. Schowek, miotły, MAŁO MIEJSCA.- W o ogóle nie wiem po co podkreśliła dwa ostatnie słowa.- Widzę, że ci się podoba.
- idziesz na bosaka.- Mówiąc to podeszłam i zabrałam 2 buty.
-Nie już nie będę. Masz rację obleśny psychopata.-Oddałam buty.- Szarlotka twoje mamy? Mniam. Nie co ja robie, a jak przytyje?
- to ci pójdzie w cycki. Jedz.- Gadałyśmy jeszcze z jakieś 20 minut o głupotach i zasnełśmy. Obudziła nas moja mama. Nie zdziwił jej widok Zuzy wiszącej na brzegu łóżka bo od dzieciństwa zawsze któraś z nas zapomniała wrócić do domu na noc. Dzieli nas tylko furtka. Wstałyśmy, Zuza poleciała do siebie a ja udałam się na swój coranny obrządek. I znowu się zaczęło...

czwartek, 18 kwietnia 2013



~Brązowooka:



   -Litości...- Do pokoju wtargnęła Zuzka, ściągając ze mnie kołdrę i oblewając mnie zimną wodą. Widziała, że od razu musi podjąć drastyczne środki.
-Jula, wstawaj! Masz 45 minut na to żeby doprowadzić się do stanu używalności. Marsz do łazienki! Na krześle masz przygotowane ubranie.
-Nie masz serca bezduszna kobieto.- Do łazienki wprost się doczołgałam, bo na progu przewróciłam się o kabel i już nie miałam wystarczającej motywacji do tego żeby wstać. Ale gdy tylko poczułam na sobie strumienie idealnie ciepłej wody, znów zachciało mi się żyć. Dziś uwinęłam się szybko 10 minut wystarczyło żebym się rozbudziła. Ubrałam się, zrobiłam makijaż, włosy zawiązałam w koński ogon a gumkę do włosów zakryłam czerwoną wstążeczką, którą zawiązałam w kokardkę i udałam się do kuchni. Na stole leżało już wszystko gotowe do strawienia.
-Wiesz, że cie kocham?- Puściłam jej całuska.
-No nie da się mnie nie kochać.- W tym momencie wybuchła śmiechem.
- Ty nie jesz?
- Zjadłam u siebie. Zbieraj się złotko bo pracowity dzień nas czeka.- No tak. 1000 sprawdzianów.
-No mów o co chodzi bo widzę, że ci to nie daje spokoju.- przeżuwając kolejny kęs, spojrzałam na Zuzkę, która milczała od kilku minut. Ta jej mina.
- Bo widzisz chodzi o Emila...
- Proszę cię nie mówmy o nim. Nie chce o nim słyszeć, a już tym bardziej z samego rana.
-Ale chodzi o to, że musisz...- Nie zamierzałam słuchać opowiadań na jego temat jaki to on nie jest wspaniały, że idealny materiał na chłopka. To jest chory człowiek na tle psychicznym.
- Zuza błagam cię... Daj sobie z nim spokój. Odpuść. Nie uda ci się nas zeswatać, on jest co najmniej nie normalny, i w ogóle nie w moim typie. Lepiej słońce chodźmy bo Tumidajska nas zabije za kolejne spóźnienie.
-Eh... No chodźmy.- Wstałyśmy, powkładałam wszystko do zmywarki, zamkłam dom i poszłyśmy na przystanek. Cała drogę prześmiałyśmy się, a gdzieś w połowie spotkałyśmy chłopaków z klasy wyżej. Fajnie się z nimi gada, ale kompletnie nie nadają się do związków. Jeden z nich zagadnął mnie:
- Cześć.- Mówiąc to bezczelnie patrzył mi się w cycki.
-To było do mnie czy do moichdziewczyn?- Lubiłam go więc długo też się gniewać nie potrafiłam.
-Spoko, przepraszam was dziewczyny, cześć Julitko.- Zbliżył się uraczyć mnie swoim cmokersem.
-Ej, weź spieprzaj co?- Odepchnęłam go, śmiejąc się przy tym.
- Ciekawe jak wygląda ten nowy. Ciekawe dlaczego w ogóle przeniósł się do takie budy jak nasza? Mało to lepszych szkół w okolicy?- Gdzieś  z tyłu usłyszałam rozmowę Artura z Zuzą.
-Może za jakieś machlojki go przenieśli akurat tutaj?- Głos zabrał, w ogóle nie odzywający się Gabryś.
- Jeżeli chcieli ukarać go szkoło to lepszej w okolicy by nie znaleźli.- Odezwał się idący koło mnie Marcin. Jaki nowy?
- Dlaczego wy od razu nastawiacie się... Kurwa!- Właśnie potknęłam się o stopień wsiadając do busa.-... że jest jakim zbirem? Może się okazać bardzo miłym dobrym kolegą, który jeszcze nie raz poratuje wasze dupy w potrzebie?
- Ja o swoją dupę umiem zadbać. Zapytajcie nawet, bo właśnie wsiada.- W tym momncie Gabryś wstał i podszedł do swojej ślicznotki.
-W każdym bądź razie, ja jestem gotowa pomagać mu w pierwszych dniach w naszej szkole.- W końcu zajmę się czymś pożytecznym. W tym momencie Zuza jakoś dziwnie zakasłała. Popatrzyłam na nią i odpowiedziała tylko:
- Nie nic, śliną się zakrztusiłam.- Właśnie dojeżdżaliśmy już do szkoły. Wysiadając znów potknęłam się o ten pieprzony stopień. Całą drogę do wejścia, oglądałam czy nie zrobiłam jakiejś dziury w nowych spodniach. W pewnym momencie zauważyłam, że wszyscy są czymś, albo kimś, bardzo podekscytowani, a  w szczególności dziewczyny. Jedne z nich, idące koło mnie aż pisnęły:
- Patrz! To ten nowy. Jakie ciast unio... o Mamuńciu...- Popatrzyłam w tamtym kierunku, w którym kierowane były wszystkie „ochy” i „achy” i zobaczyłam średnio wysokiego bruneta, w skurzanej kurtce, z błękitno niebieskimi oczami, które były zasłonięte ciemnymi okularami typu pilotki. Skąd wiedziałam, że niebieskie? BO TO TEN PSYCHOPATA!
- Cofam wszystko co powiedziałam o nowym.
- I się zacznie...- Pisnęła zrezygnowanym głosem Zuzka. Patrzyłam na nią dość jasno wyrażającą mnie miną w tej chwili.
- To jest właśnie ta sprawa, złotko.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!
- „Zuza, odpuść...”, mówi ci co coś?
-Zabij mnie kiedyś.- Doszłyśmy do filary przy którym stał, ja z zamiarem zwykłego zlania jego osoby, no ale to nie mogło wypalić bo Zula nie miała z nim tak chorych relacji.
- Cześć Emil.
-Cześć piękna.- Potem wzrok przerzucił na mnie jakby myślał, że naprawdę się do niego odezwę. Zdanie, idealnie pasujące do wczorajszej sytuacji, nabrałam wody w usta, jeżeli chodzi o niego.
- Mówiłem, że jeszcze się zobaczymy. Miło cię widzieć z rana.- Wyprzedziłam go. Wchodząc do klasy, poczułam, że nie mogę się zmieścić w drzwiach bo ktoś próbuje wejść wraz ze  mną. Odwróciłam się żeby przeprosić, ale gdy tylko zobaczyłam kto to, to mina od razu przybrała wyraz „ ZABIĆ”. Z tyłu, do ucha Zuza zdążyła mi wyszeptać:
- To jest TA druga sprawa, której już w ogóle nie zaczynałam.
- Bosko...
Biologia wlekła się nie miłosiernie. Zaraz jak zadzwonił dzwonek, wyleciałam z klasy jak z procy. Czekałam za Zuzkę koło schowka a miotły. Długo nie przychodziła a dzwonek już dawno zatrąbił więc zaczynałam się powoli zbierać. Z drugiego końca korytarza usłyszałam krzyk pani od WOS’U:
-Raaalski! Do dyrektora!- Kilka sekund później znalazł się koło mnie, wchodząc do schowka, patrząc na mnie i wciągając mnie ze sobą do środka.
- Odbiło Ci!
- Ciiii.- Położył mi palec na ustach. Z za drzwi słychać było dudniące kroki pani Zośki. Była wkurzona na maxa. Gdy już sobie poszła chciałam wyjść, ale ten pajac zastawił drzwi całym sobą. Było ciemno i nic nie widziałam.
- Wypuść mnie, chcę wyjść!
- Nie mogę. Jesteś mi potrzebna bez ciebie nie trafie do klasy.-Po kilku minutach oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zobaczyłam, że w ręce trzyma małe srebrne coś.
- Odbiło ci? Ty już nie masz życia. Czy ty wiesz co zrobiłeś?
- Poczęstowałem się czekoladką od naszej ukochanej pani Zośki.
- Powiem ci tylko tyle: Masz przejebane.- Na to tylko puścił mi to swoje niebieskie perskie i powiedział:
- Przytulnie tu.
- Nie przyzwyczajaj się.- Znalazłam włącznik i zapaliłam światło. Odskoczyłam na tyle ile to było możliwe, bo nie wiedziałam, że jego twarz jest tak blisko. Patrzyliśmy sobie w oczy. Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Julitaa...- W taki sposób wypowiedział moje imię, że jeszcze nigdy takich ciarek nie miałam. Wieeedziałam co się święci. O nie!
- No ja, helom, czy możesz mnie już stąd wypuścić?
- Ale wychodzimy razem. I tak już brałaś w tym w spół udział.
- Ty naprawdę jesteś walnięty. Znów popatrzył tak, że się speszyłąm. Zadzwonił dzwonek.
    Potem lekcje mijały w baaaardzo wielkim napięciu, które zasilał ktoś taki jak „Emil Ralski”. 

wtorek, 16 kwietnia 2013


4.
Brązowooka:


Czułam, albo może mi się śniło, jakby ktoś delikatnie wodził palcami po mojej lewej ręce, i zaczął się zniżać coraz niżej, ale w tym samym momencie, zupełnie znikąd, poczułam skutek przyśnięcia na otwartym słońcu, po tym jak ktoś wylał na mnie butelkę z wodą. W przybliżeniu odgłos był taki jakby ktoś na rozgrzaną blachę wylał lodowato-zimną wodę. Usłyszałam tylko:
-Kurwa...-Mam nadzieję, że się tylko przesłyszałam, i gdy otworzę oczy nie zobaczę tego kogoś kogo myślę, że zobaczę.
-Czy tobie naprawdę mało?! Nie dość, że topisz mnie w wodzie jak jakiś popieprzony psychopata to jeszcze mnie obmacujesz myśląc, że śpię?!- W połowie uszła ze mnie frustracja, którą trzymałam już od  rana w sobie, ale końcowego apogeum jeszcze nie osiągnęłam. W tej chwili przyszedł Alan, i myślałam, że padnę.
-Co się dzieję?- Patrzył pytająco to na mnie to na Emila, który naprawdę się zmieszał.
-Gówno!- Pozbierałam swoje rzeczy i odeszłam na bok żeby je na siebie powrotem założyć. Auć! Jak boli... Jak ja się mamie pokarze w takim stanie? Zabije mnie za kolejne wagary...
-Skarbie wszystko w porządku, możemy już jechać?- Właśnie podeszła Zuzka.
-Tak, pewnie.- Uśmiechnęłam się lekko. To jest jedna z dwóch osób, na której sam widok mam banana na twarzy pomimo największego i najgłębszego doła.
-Wyczuwam miętę. Chacha.- Puściła w moją stronę to swoje szmaragdowe oczko czekając co ja na to.
-Jedźmy już, co?- Pociągnęłam ją za sobą i wsiadłyśmy do samochodu. Podczas jazdy panowała względna cisza, znów, ale to tylko w obrębie mojego sadowiska, bo z przodu było głośno. Z samochodowego radia leciała piosenka Linkin Park ‘Castle of Glass’. Kooocham ją. Dopiero była 15:00 a my już się rozchodzimy. No tak, bo tylko dziś byłam skazana na towarzystwo nie jednego, ale dwóch dupków, to się nie mogło udać. Podjechaliśmy pod mój dom pożegnałam się z Zulą i Alanem i wyszłam z samochodu w ogóle nie zwracając uwagi na tego kogoś kto siedział po mojej prawej. Gdy byłam koło furtki usłyszałam tylko:
-Do zobaczenia wkrótce.- Popatrzyłam na niego i teatralnie wywróciłam oczami w tym samym momencie otwierając bramkę. Weszłam do swojego pokoju rzucając torbą i sobą na łóżko. Sama nie pamiętam kiedy zasnęłam. Obudziła mnie Zuzka swoim telefonem:
-Co robisz kotku?- Ledwo co ją słyszałam bo zanim się zorjętowałąm co się dzieje dookoła mnie minęło z 5 minut.
-Co? A nie nic właśnie pod prysznic idę. Coś się stało?
-Jej... obudziłam. Pzeprraszm..
- Luzik i tak musiałam kiedyś wstać.
-To zgadamy się na fb pa.
-Pa.- Rzuciłam telefon na łóżko, podeszłam do szafki po ręcznik i piżamę. Wyszłam z pokoju i poczułam kolację. Ale to później. Wszystkie mojoe mięśnie rozluźniły się pod wpływem gorącej wody i muzyki lecącej ze słuchawek. Kiedy już wyszłam z łazienki nogi same zaniosły mnie do kuchni. Moja mam jest THE BEST!. Zrobiła dla mnie specjalnie, moje ulubione naleśniki z nutella i bananami. Gdy wzięłam pierwszy kęs, dopiero w tedy poczułam jak bardzo jestem głodna.
-Jak minął dzień?- Do kuchni weszła mam podchodząc do mnie i caując mnie w czółko.
- Same nudy. Pełno zarozumiałych bufonów i zgredów.- W szczególności jeden. Każde słowo przeciągałam, co rozbawiło mamę. Kocham jej śmiech. Zawsze jest taki ciepły i kochany.
-Jedz sobie spokojnie a ja zaraz wychodzę do pracy. A, no i kota nie zapomnij nakarmić. Pa dzióbku.
- Pa mamuś.- Zabrałam talerz i poszłam do siebie. Odpaliłam lapka i w logowałam się wszędzie gdzie dałam radę. Facebook. 14 powiadomień 1 wiadomość i jedno zaproszenie do znajomych. Zaczęłam od końca. Ktoś polubił moje zdjęcie ktoś inny zaprosił do jakiejś aplikacji. Wiadomość była od Zuzy.
„zostałeś zaproszony do grona znajomych”
Emil Ralski.
Błaaaaagam!! POTWIERDŹ czy może NIE TERAZ? Aj tam, nie bd zwracać na niego uwagi. POTWIERDŹ. Odpisując Zuzce obok jej okna zaczęło migać jakieś drugie. Wzrok miałam na takiej wysokości, że zdołałam przeczytać tylko:
jest i moja złośnica :)
Bitch please...
„ Wyjdź stąd.”Nie wiem co mnie, żeby mu odpisywać.
„ A właśnie, tak mi się przypomniało teraz: przepraszam za tamto z wodą J haha”
„Daruj sobie, cienki jesteś.”
„To Ty zaczęłaś tą znajomość od spięć na naszym łączu :P”
„ A weź spierdalaj!”
Nooo! W końcu już nie odpisuje... Powyłączałam wszystko i zasnęła. Prawie... Kot. Teraz już w zupełności udaję się do swojej krainy.
~Błękitnooki:
„A weź spierdalaj!” Taaa. Chciałbym. I od ciebie i od wszystkich, którzy mnie otaczają, a najzwyczajniej w świecie nie umiem „spierdolić”. Za daleko w to już zaszłem, z tej bajki nie da się już wyjść. Muszę tu zostać, albo wyjść w pudełku z przykrywką.
-Emil!- Z rozmyślań wyrwał mnie Olo.
- Co jest?
-Zlecenie. 2kg, na jutro rano. Płatne z góry.
-Na jutro, nie da...
- Co nie da? W dupie mam to ze ‘nie da’. Synu. Wszedłeś w to i nie ma już odwrotu, za dużo o sobie wiemy. Nie powtórzę się już drugi raz. Tobie mogę zaufać najbardziej. Nie spierdol tego.- Pokazał na mnie tym swoim zatłuściałym paluchem a jego tłusta dupa zniknęła za filarem. Nie ma odwrotu... Podszedłem do stolika i wciągnąłem jeden pasek białego proszku. To pozwala mi nie myśleć, ale jednocześnie skupić się na robocie.