Po przyjściu
do domu rzuciłam wszystkim co miałam w rękach na podłogę u poszłam do kuchni
gdzie mama czarowała coś w garach. Usiadłam na krześle z takim impetem, że o
mało co nie pękło.
-Co się
stało słonko?- Zagadnęła mnie stawiając mi miskę gorącego czegoś przed nosem.
-Nie nic,
jestem padnięta uciekł mi bus czołgałam się do domu na nogach.
-O biedactwo
moje. Mam dla ciebie coś specjalnego. Jak już zjesz drugie danie zajrzyj do
lodówki. Ja wychodzę już do pracy. Pa kochanie.
-Czy my
nigdy nie możemy normalnie wspólnie zjeść obiadu? Gdzie jest w ogóle ojciec?
Nie widziałam go już 3 dni... Z tobą mijam się w drzwiach zaraz po moim wejściu
do domu, i my mamy być normalną rodziną?- Cała złość jaką w sobie dziś
tłamsiłam uleciała wraz z moimi słowami. Nie wiem dlaczego ulżyłam sobie
kosztem mamy... Popatrzyła na mnie takim wzrokiem, że dreszcz mnie przeszedł.
Nie wiem co się w nim kryło. Smutek, złość, nie dowierzanie? Do mamy w ogóle
nie podobny.
-Wiem
kochanie, mnie też jest przykro z tego powodu. Obiecuję ci, że porozmawiamy
jutro. Teraz już naprawdę muszę iść kotu. Pa.
-Gdzie jest
tata?- Rzuciłam za nią ostatnim zdanie, ale w odpowiedzi dostałam szczęk
zamykających się drzwi. Mam nadzieje, że mi to wyjaśnią bo dla mnie to w cale a
w cale nie jest zabawne. Ojciec często wyjeżdża służbowo. Projektuje ogrody dla
wielkich zagranicznych szych, przez co w domu jest bardziej gościem niż panem
domu. Z mamą tworzą idealnie zharmonizowaną parę. Chciałabym kiedyś coś
podobnego osiągnąć ze swoim księciem. Jak by nie było to moja skromna osoba
przyczyniła się do tego, że już w czerwcu minie 17 lat od wypowiedzenia ich
sakramentalnego „tak”. Po 10 minutach bezsensownego przeżuwanie zupy, z kuchni
zawlokłam się po odprężenie do łazienki. Dziś postanowiłam zaszaleć. Nalałam
wody do wanny następnie wlałam i wsypałam wszystko co miało spowodować
całkowite zrelaksowanie się ciała. A co tam. Włączyłam hydro masaż, na uszy
wsadziłam słuchawki i trwałam w tej błogości przez jakieś 30 minut. Czyli do w
tedy do kiedy temperatura wody nie zrobiła się taka jaka panuje na Atlantyku.
Poszłam do siebie. Na mim wiszącym krześle usadowiłam swoje szanowne,
zmordowane 4 litery wraz z laptopem i kocykiem w słodkie różowe pajączki,
poczym wlogowałam się na fejsa. Zaraz wyświetliło mi się zdjęcie dodane przez
Zuzę z naszych wczorajszych wagarów. Ja jeszcze wprost idealnym stanie, Zula
która zaliczyła lekkie zderzenie z mokrą naturą. Oczywiście nie obyło się bez
komentarza typu „jak mogłaś?? Patrzaj jak ja wyglądam:*”. Po jakichś 10 minutach
został dodany komentarz:
On: „Jednak
miss mokrej damy zgarnęła Julitka J.”
Gdyby przez
kable można było zabić, ja na pewno w chwili impulsu unicestwiłabym Ralskiego.
Jak on mi działa na moje zwoje...
Ja: „Tytuł
na super palanta też już ktoś zgarnął J.”
On: „ J”- tylko tyle? Dwukropek i nawias?
Ha! Tą potyczkę wygrałam ja. Albo i nie, bo na prywatnym ktoś pisze...
On: „ Nie
potrafisz mi tego napisać/powiedzieć wprost?”
Ja: „
Najwidoczniej nie. W ogóle nie musiałabym pisać niczego gdybyś ty nie zaczął. A
może nie mam racji co do tego palanta?”
On: „To się
jeszcze okaże.”
Ja: „Nie masz
nic ciekawszego do roboty?”- Na to akurat odpowiedź nie nadeszła. Najprościej w
świecie chłopak po prostu szukał ze mną kontaktu.
On: „O co chodzi z tą czekoladką?”
Ja: „Przejebałeś.”
On: „ A
konkretniej?”
Ja: „A
konkretniej to zajebałeś jej wspomagacze. Ma tam naładowane coś co ją pobudza żeby
nie zasnęła w czasie lekcji. Ma też takie małe coś w kształcie koniczynki(ekstazy
chyba), przez to robi się czulsza i bardziej żywa. Ja tam nie wiem co to jest,
ale jednym słowem drugs’y. Czekoladki znajdziesz w każdej biedronce ale nadzienie
raczej wyczarujesz. Radze ci przejść jutro rano przez próg biedronki i kupić te
czekoladki i odłożyć je na miejsce.”
On: „Nie
pomyślałbym, że kiedykolwiek udzielisz mi jakiej kol wiek dobrej radyJ”
Ja: „To udzielę
ci jeszcze jednej”
On: „Tak?
Jakiej?”
Ja: „Nie
wkurzaj mnie”
On: „Ty mi
grozisz?”
Ja: „Nie,
obiecuję”
On: „Wezmę
sobie tę cenną radę wprost do swego serca Panna Szlachetko.”
Nie odpowiedziałam
mu już bo nie chciałam się denerwować przed spaniem. Jutro też jest dzień i to
jeszcze wypełniony jego chorą dupą! Dlaczego w ogóle przeniósł się do tej
szkoły i to jeszcze w samym końcu semestru? Odpowiedzi miałam nadzieję, że udzieli
mi Zuzka, która wtargnęła do pokoju z taką miną, że każda wypowiedziana litera
była nie właściwą.
-Kogo o mało
co nie odesłałaś na drugi świat?- Przerwałam tą cisze która aż biła po uszach
od początku wejścia jej do mojego pokoju.
-Stara, nie
mam butów do sukienki.- Co się w takich chwilach robi? Załamuje ręce? Tak
właśnie to, i do tego powstałe napięcie wysyła w atmosferę.
-Ale
będziesz żyć? Poczekaj przyniosę ci soku na uspokojenie.- Zażartowałam i
poszłam do lodówki i wyciągnęłam sok, patrzę dalej i co? NIE WIERZĘ! Moja
ulubiona szarlotka z bitą śmietaną. Zapomniałam na śmieć o tym, że mogę takie
cudo w lodówce znaleźć. Zwinęłam jeszcze ją i widelczyki po czym udałam się do
Zuzy. O mało co nie wydupcy... Bo gdzie nie spojrzeć BUTY. Postawiłam wszystko
na stoliku i obserwowałam tył Zuli bo przód utopiła w mojej szafie. W końcu
gwałtownie się podniosła trzymając ręce w górze jak ta małpa w „ Królu Lwie” z
Simbą na rękach, z tym że ona trzymała moje Labotiny. Z oczami, które we mnie
wlepiła nie mogłam jej odmówić.
- Ale nie
połam obcasów, bo ja połamie ci nogi i już nigdy więcej nie będziesz potrzebować
nawet kapci.
-Jejuuu!
Kocham cię.- Tą parę trzymałam schowaną głęboko w szafie przed wszystkimi
ciotkami i kuzynkami. Do tej pory nosiły tylko mnie i moją mamę, ale wiedziałam,
że Zuzia dobrze się nimi zaopiekuje. A jeżeli nie będzie miała dopasowanych
butów do stroju to bez kija bejsbolowego nie podchodź. Albo łopaty. Jest
pedantką i perfekcjonistką na cała jej wysokość ciała.
-A gdzie
będziesz w nich hasać?
- Idziemy z
Alanem na wesele jego brata. I wyobraź sobie mówi mi o tym dopiero miesiąc
przed. Kiedy ja się...
-Majska !-
Wolałam już zawczasu przerwać ten wywód bo nie skończyła by do rana.-Ja cię
uczesze umaluję i pamiętaj! To panna młoda ma wyglądać najładniej. Uściskała
mnie i popatrzyła z wielebnym wzrokiem.
-A no i jak
Alan coś wymodzi to obiecuję, ściągnę tego buta i wbije mu szpilkę w dupę.
-Oj weź... A
właśnie. Ty mi powiedz gdzie cię wcięło na całe 45 minut z angielskiego?
-Psychopata.
Mówi ci to coś?
-Mmm...
czyżby cię porwał- Znów uniosła te swoje brwi.
- I do tego
przetrzymywał w schowku na miotły. I nie mów, że ten osobnik jest zrównoważony
emocjonalnie.
-Romantico
było. Schowek, miotły, MAŁO MIEJSCA.- W o ogóle nie wiem po co podkreśliła dwa
ostatnie słowa.- Widzę, że ci się podoba.
- idziesz na
bosaka.- Mówiąc to podeszłam i zabrałam 2 buty.
-Nie już nie
będę. Masz rację obleśny psychopata.-Oddałam buty.- Szarlotka twoje mamy? Mniam.
Nie co ja robie, a jak przytyje?
- to ci
pójdzie w cycki. Jedz.- Gadałyśmy jeszcze z jakieś 20 minut o głupotach i
zasnełśmy. Obudziła nas moja mama. Nie zdziwił jej widok Zuzy wiszącej na
brzegu łóżka bo od dzieciństwa zawsze któraś z nas zapomniała wrócić do domu na
noc. Dzieli nas tylko furtka. Wstałyśmy, Zuza poleciała do siebie a ja udałam się
na swój coranny obrządek. I znowu się zaczęło...