~Brązowooka:
-Litości...-
Do pokoju wtargnęła Zuzka, ściągając ze mnie kołdrę i oblewając mnie zimną
wodą. Widziała, że od razu musi podjąć drastyczne środki.
-Jula,
wstawaj! Masz 45 minut na to żeby doprowadzić się do stanu używalności. Marsz
do łazienki! Na krześle masz przygotowane ubranie.
-Nie masz
serca bezduszna kobieto.- Do łazienki wprost się doczołgałam, bo na progu
przewróciłam się o kabel i już nie miałam wystarczającej motywacji do tego żeby
wstać. Ale gdy tylko poczułam na sobie strumienie idealnie ciepłej wody, znów
zachciało mi się żyć. Dziś uwinęłam się szybko 10 minut wystarczyło żebym się
rozbudziła. Ubrałam się, zrobiłam makijaż, włosy zawiązałam w koński ogon a
gumkę do włosów zakryłam czerwoną wstążeczką, którą zawiązałam w kokardkę i
udałam się do kuchni. Na stole leżało już wszystko gotowe do strawienia.
-Wiesz, że
cie kocham?- Puściłam jej całuska.
-No nie da
się mnie nie kochać.- W tym momencie wybuchła śmiechem.
- Ty nie
jesz?
- Zjadłam u
siebie. Zbieraj się złotko bo pracowity dzień nas czeka.- No tak. 1000
sprawdzianów.
-No mów o co
chodzi bo widzę, że ci to nie daje spokoju.- przeżuwając kolejny kęs,
spojrzałam na Zuzkę, która milczała od kilku minut. Ta jej mina.
- Bo widzisz
chodzi o Emila...
- Proszę cię
nie mówmy o nim. Nie chce o nim słyszeć, a już tym bardziej z samego rana.
-Ale chodzi
o to, że musisz...- Nie zamierzałam słuchać opowiadań na jego temat jaki to on
nie jest wspaniały, że idealny materiał na chłopka. To jest chory człowiek na
tle psychicznym.
- Zuza
błagam cię... Daj sobie z nim spokój. Odpuść. Nie uda ci się nas zeswatać, on
jest co najmniej nie normalny, i w ogóle nie w moim typie. Lepiej słońce
chodźmy bo Tumidajska nas zabije za kolejne spóźnienie.
-Eh... No
chodźmy.- Wstałyśmy, powkładałam wszystko do zmywarki, zamkłam dom i poszłyśmy
na przystanek. Cała drogę prześmiałyśmy się, a gdzieś w połowie spotkałyśmy
chłopaków z klasy wyżej. Fajnie się z nimi gada, ale kompletnie nie nadają się
do związków. Jeden z nich zagadnął mnie:
- Cześć.-
Mówiąc to bezczelnie patrzył mi się w cycki.
-To było do
mnie czy do moichdziewczyn?- Lubiłam go więc długo też się gniewać nie
potrafiłam.
-Spoko,
przepraszam was dziewczyny, cześć Julitko.- Zbliżył się uraczyć mnie swoim
cmokersem.
-Ej, weź
spieprzaj co?- Odepchnęłam go, śmiejąc się przy tym.
- Ciekawe
jak wygląda ten nowy. Ciekawe dlaczego w ogóle przeniósł się do takie budy jak
nasza? Mało to lepszych szkół w okolicy?- Gdzieś z tyłu usłyszałam rozmowę Artura z Zuzą.
-Może za
jakieś machlojki go przenieśli akurat tutaj?- Głos zabrał, w ogóle nie
odzywający się Gabryś.
- Jeżeli
chcieli ukarać go szkoło to lepszej w okolicy by nie znaleźli.- Odezwał się
idący koło mnie Marcin. Jaki nowy?
- Dlaczego
wy od razu nastawiacie się... Kurwa!- Właśnie potknęłam się o stopień wsiadając
do busa.-... że jest jakim zbirem? Może się okazać bardzo miłym dobrym kolegą,
który jeszcze nie raz poratuje wasze dupy w potrzebie?
- Ja o swoją
dupę umiem zadbać. Zapytajcie nawet, bo właśnie wsiada.- W tym momncie Gabryś
wstał i podszedł do swojej ślicznotki.
-W każdym
bądź razie, ja jestem gotowa pomagać mu w pierwszych dniach w naszej szkole.- W
końcu zajmę się czymś pożytecznym. W tym momencie Zuza jakoś dziwnie zakasłała.
Popatrzyłam na nią i odpowiedziała tylko:
- Nie nic,
śliną się zakrztusiłam.- Właśnie dojeżdżaliśmy już do szkoły. Wysiadając znów
potknęłam się o ten pieprzony stopień. Całą drogę do wejścia, oglądałam czy nie
zrobiłam jakiejś dziury w nowych spodniach. W pewnym momencie zauważyłam, że
wszyscy są czymś, albo kimś, bardzo podekscytowani, a w szczególności dziewczyny. Jedne z nich,
idące koło mnie aż pisnęły:
- Patrz! To
ten nowy. Jakie ciast unio... o Mamuńciu...- Popatrzyłam w tamtym kierunku, w którym
kierowane były wszystkie „ochy” i „achy” i zobaczyłam średnio wysokiego bruneta,
w skurzanej kurtce, z błękitno niebieskimi oczami, które były zasłonięte ciemnymi
okularami typu pilotki. Skąd wiedziałam, że niebieskie? BO TO TEN PSYCHOPATA!
- Cofam
wszystko co powiedziałam o nowym.
- I się
zacznie...- Pisnęła zrezygnowanym głosem Zuzka. Patrzyłam na nią dość jasno
wyrażającą mnie miną w tej chwili.
- To jest
właśnie ta sprawa, złotko.
- Dlaczego
nic mi nie powiedziałaś?!
- „Zuza,
odpuść...”, mówi ci co coś?
-Zabij mnie
kiedyś.- Doszłyśmy do filary przy którym stał, ja z zamiarem zwykłego zlania
jego osoby, no ale to nie mogło wypalić bo Zula nie miała z nim tak chorych
relacji.
- Cześć
Emil.
-Cześć
piękna.- Potem wzrok przerzucił na mnie jakby myślał, że naprawdę się do niego odezwę.
Zdanie, idealnie pasujące do wczorajszej sytuacji, nabrałam wody w usta, jeżeli
chodzi o niego.
- Mówiłem,
że jeszcze się zobaczymy. Miło cię widzieć z rana.- Wyprzedziłam go. Wchodząc
do klasy, poczułam, że nie mogę się zmieścić w drzwiach bo ktoś próbuje wejść
wraz ze mną. Odwróciłam się żeby
przeprosić, ale gdy tylko zobaczyłam kto to, to mina od razu przybrała wyraz „
ZABIĆ”. Z tyłu, do ucha Zuza zdążyła mi wyszeptać:
- To jest TA
druga sprawa, której już w ogóle nie zaczynałam.
- Bosko...
Biologia
wlekła się nie miłosiernie. Zaraz jak zadzwonił dzwonek, wyleciałam z klasy jak
z procy. Czekałam za Zuzkę koło schowka a miotły. Długo nie przychodziła a
dzwonek już dawno zatrąbił więc zaczynałam się powoli zbierać. Z drugiego końca
korytarza usłyszałam krzyk pani od WOS’U:
-Raaalski!
Do dyrektora!- Kilka sekund później znalazł się koło mnie, wchodząc do schowka,
patrząc na mnie i wciągając mnie ze sobą do środka.
- Odbiło Ci!
- Ciiii.-
Położył mi palec na ustach. Z za drzwi słychać było dudniące kroki pani Zośki.
Była wkurzona na maxa. Gdy już sobie poszła chciałam wyjść, ale ten pajac
zastawił drzwi całym sobą. Było ciemno i nic nie widziałam.
- Wypuść
mnie, chcę wyjść!
- Nie mogę.
Jesteś mi potrzebna bez ciebie nie trafie do klasy.-Po kilku minutach oczy
przyzwyczaiły się do ciemności i zobaczyłam, że w ręce trzyma małe srebrne coś.
- Odbiło ci?
Ty już nie masz życia. Czy ty wiesz co zrobiłeś?
-
Poczęstowałem się czekoladką od naszej ukochanej pani Zośki.
- Powiem ci
tylko tyle: Masz przejebane.- Na to tylko puścił mi to swoje niebieskie perskie
i powiedział:
- Przytulnie
tu.
- Nie
przyzwyczajaj się.- Znalazłam włącznik i zapaliłam światło. Odskoczyłam na tyle
ile to było możliwe, bo nie wiedziałam, że jego twarz jest tak blisko.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
-
Julitaa...- W taki sposób wypowiedział moje imię, że jeszcze nigdy takich
ciarek nie miałam. Wieeedziałam co się święci. O nie!
- No ja, helom,
czy możesz mnie już stąd wypuścić?
- Ale
wychodzimy razem. I tak już brałaś w tym w spół udział.
- Ty
naprawdę jesteś walnięty. Znów popatrzył tak, że się speszyłąm. Zadzwonił
dzwonek.
Potem lekcje
mijały w baaaardzo wielkim napięciu, które zasilał ktoś taki jak „Emil Ralski”.