czwartek, 18 kwietnia 2013



~Brązowooka:



   -Litości...- Do pokoju wtargnęła Zuzka, ściągając ze mnie kołdrę i oblewając mnie zimną wodą. Widziała, że od razu musi podjąć drastyczne środki.
-Jula, wstawaj! Masz 45 minut na to żeby doprowadzić się do stanu używalności. Marsz do łazienki! Na krześle masz przygotowane ubranie.
-Nie masz serca bezduszna kobieto.- Do łazienki wprost się doczołgałam, bo na progu przewróciłam się o kabel i już nie miałam wystarczającej motywacji do tego żeby wstać. Ale gdy tylko poczułam na sobie strumienie idealnie ciepłej wody, znów zachciało mi się żyć. Dziś uwinęłam się szybko 10 minut wystarczyło żebym się rozbudziła. Ubrałam się, zrobiłam makijaż, włosy zawiązałam w koński ogon a gumkę do włosów zakryłam czerwoną wstążeczką, którą zawiązałam w kokardkę i udałam się do kuchni. Na stole leżało już wszystko gotowe do strawienia.
-Wiesz, że cie kocham?- Puściłam jej całuska.
-No nie da się mnie nie kochać.- W tym momencie wybuchła śmiechem.
- Ty nie jesz?
- Zjadłam u siebie. Zbieraj się złotko bo pracowity dzień nas czeka.- No tak. 1000 sprawdzianów.
-No mów o co chodzi bo widzę, że ci to nie daje spokoju.- przeżuwając kolejny kęs, spojrzałam na Zuzkę, która milczała od kilku minut. Ta jej mina.
- Bo widzisz chodzi o Emila...
- Proszę cię nie mówmy o nim. Nie chce o nim słyszeć, a już tym bardziej z samego rana.
-Ale chodzi o to, że musisz...- Nie zamierzałam słuchać opowiadań na jego temat jaki to on nie jest wspaniały, że idealny materiał na chłopka. To jest chory człowiek na tle psychicznym.
- Zuza błagam cię... Daj sobie z nim spokój. Odpuść. Nie uda ci się nas zeswatać, on jest co najmniej nie normalny, i w ogóle nie w moim typie. Lepiej słońce chodźmy bo Tumidajska nas zabije za kolejne spóźnienie.
-Eh... No chodźmy.- Wstałyśmy, powkładałam wszystko do zmywarki, zamkłam dom i poszłyśmy na przystanek. Cała drogę prześmiałyśmy się, a gdzieś w połowie spotkałyśmy chłopaków z klasy wyżej. Fajnie się z nimi gada, ale kompletnie nie nadają się do związków. Jeden z nich zagadnął mnie:
- Cześć.- Mówiąc to bezczelnie patrzył mi się w cycki.
-To było do mnie czy do moichdziewczyn?- Lubiłam go więc długo też się gniewać nie potrafiłam.
-Spoko, przepraszam was dziewczyny, cześć Julitko.- Zbliżył się uraczyć mnie swoim cmokersem.
-Ej, weź spieprzaj co?- Odepchnęłam go, śmiejąc się przy tym.
- Ciekawe jak wygląda ten nowy. Ciekawe dlaczego w ogóle przeniósł się do takie budy jak nasza? Mało to lepszych szkół w okolicy?- Gdzieś  z tyłu usłyszałam rozmowę Artura z Zuzą.
-Może za jakieś machlojki go przenieśli akurat tutaj?- Głos zabrał, w ogóle nie odzywający się Gabryś.
- Jeżeli chcieli ukarać go szkoło to lepszej w okolicy by nie znaleźli.- Odezwał się idący koło mnie Marcin. Jaki nowy?
- Dlaczego wy od razu nastawiacie się... Kurwa!- Właśnie potknęłam się o stopień wsiadając do busa.-... że jest jakim zbirem? Może się okazać bardzo miłym dobrym kolegą, który jeszcze nie raz poratuje wasze dupy w potrzebie?
- Ja o swoją dupę umiem zadbać. Zapytajcie nawet, bo właśnie wsiada.- W tym momncie Gabryś wstał i podszedł do swojej ślicznotki.
-W każdym bądź razie, ja jestem gotowa pomagać mu w pierwszych dniach w naszej szkole.- W końcu zajmę się czymś pożytecznym. W tym momencie Zuza jakoś dziwnie zakasłała. Popatrzyłam na nią i odpowiedziała tylko:
- Nie nic, śliną się zakrztusiłam.- Właśnie dojeżdżaliśmy już do szkoły. Wysiadając znów potknęłam się o ten pieprzony stopień. Całą drogę do wejścia, oglądałam czy nie zrobiłam jakiejś dziury w nowych spodniach. W pewnym momencie zauważyłam, że wszyscy są czymś, albo kimś, bardzo podekscytowani, a  w szczególności dziewczyny. Jedne z nich, idące koło mnie aż pisnęły:
- Patrz! To ten nowy. Jakie ciast unio... o Mamuńciu...- Popatrzyłam w tamtym kierunku, w którym kierowane były wszystkie „ochy” i „achy” i zobaczyłam średnio wysokiego bruneta, w skurzanej kurtce, z błękitno niebieskimi oczami, które były zasłonięte ciemnymi okularami typu pilotki. Skąd wiedziałam, że niebieskie? BO TO TEN PSYCHOPATA!
- Cofam wszystko co powiedziałam o nowym.
- I się zacznie...- Pisnęła zrezygnowanym głosem Zuzka. Patrzyłam na nią dość jasno wyrażającą mnie miną w tej chwili.
- To jest właśnie ta sprawa, złotko.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!
- „Zuza, odpuść...”, mówi ci co coś?
-Zabij mnie kiedyś.- Doszłyśmy do filary przy którym stał, ja z zamiarem zwykłego zlania jego osoby, no ale to nie mogło wypalić bo Zula nie miała z nim tak chorych relacji.
- Cześć Emil.
-Cześć piękna.- Potem wzrok przerzucił na mnie jakby myślał, że naprawdę się do niego odezwę. Zdanie, idealnie pasujące do wczorajszej sytuacji, nabrałam wody w usta, jeżeli chodzi o niego.
- Mówiłem, że jeszcze się zobaczymy. Miło cię widzieć z rana.- Wyprzedziłam go. Wchodząc do klasy, poczułam, że nie mogę się zmieścić w drzwiach bo ktoś próbuje wejść wraz ze  mną. Odwróciłam się żeby przeprosić, ale gdy tylko zobaczyłam kto to, to mina od razu przybrała wyraz „ ZABIĆ”. Z tyłu, do ucha Zuza zdążyła mi wyszeptać:
- To jest TA druga sprawa, której już w ogóle nie zaczynałam.
- Bosko...
Biologia wlekła się nie miłosiernie. Zaraz jak zadzwonił dzwonek, wyleciałam z klasy jak z procy. Czekałam za Zuzkę koło schowka a miotły. Długo nie przychodziła a dzwonek już dawno zatrąbił więc zaczynałam się powoli zbierać. Z drugiego końca korytarza usłyszałam krzyk pani od WOS’U:
-Raaalski! Do dyrektora!- Kilka sekund później znalazł się koło mnie, wchodząc do schowka, patrząc na mnie i wciągając mnie ze sobą do środka.
- Odbiło Ci!
- Ciiii.- Położył mi palec na ustach. Z za drzwi słychać było dudniące kroki pani Zośki. Była wkurzona na maxa. Gdy już sobie poszła chciałam wyjść, ale ten pajac zastawił drzwi całym sobą. Było ciemno i nic nie widziałam.
- Wypuść mnie, chcę wyjść!
- Nie mogę. Jesteś mi potrzebna bez ciebie nie trafie do klasy.-Po kilku minutach oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zobaczyłam, że w ręce trzyma małe srebrne coś.
- Odbiło ci? Ty już nie masz życia. Czy ty wiesz co zrobiłeś?
- Poczęstowałem się czekoladką od naszej ukochanej pani Zośki.
- Powiem ci tylko tyle: Masz przejebane.- Na to tylko puścił mi to swoje niebieskie perskie i powiedział:
- Przytulnie tu.
- Nie przyzwyczajaj się.- Znalazłam włącznik i zapaliłam światło. Odskoczyłam na tyle ile to było możliwe, bo nie wiedziałam, że jego twarz jest tak blisko. Patrzyliśmy sobie w oczy. Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Julitaa...- W taki sposób wypowiedział moje imię, że jeszcze nigdy takich ciarek nie miałam. Wieeedziałam co się święci. O nie!
- No ja, helom, czy możesz mnie już stąd wypuścić?
- Ale wychodzimy razem. I tak już brałaś w tym w spół udział.
- Ty naprawdę jesteś walnięty. Znów popatrzył tak, że się speszyłąm. Zadzwonił dzwonek.
    Potem lekcje mijały w baaaardzo wielkim napięciu, które zasilał ktoś taki jak „Emil Ralski”.