niedziela, 5 maja 2013

6.





Po przyjściu do domu rzuciłam wszystkim co miałam w rękach na podłogę u poszłam do kuchni gdzie mama czarowała coś w garach. Usiadłam na krześle z takim impetem, że o mało co nie pękło.
-Co się stało słonko?- Zagadnęła mnie stawiając mi miskę gorącego czegoś przed nosem.
-Nie nic, jestem padnięta uciekł mi bus czołgałam się do domu na nogach.
-O biedactwo moje. Mam dla ciebie coś specjalnego. Jak już zjesz drugie danie zajrzyj do lodówki. Ja wychodzę już do pracy. Pa kochanie.
-Czy my nigdy nie możemy normalnie wspólnie zjeść obiadu? Gdzie jest w ogóle ojciec? Nie widziałam go już 3 dni... Z tobą mijam się w drzwiach zaraz po moim wejściu do domu, i my mamy być normalną rodziną?- Cała złość jaką w sobie dziś tłamsiłam uleciała wraz z moimi słowami. Nie wiem dlaczego ulżyłam sobie kosztem mamy... Popatrzyła na mnie takim wzrokiem, że dreszcz mnie przeszedł. Nie wiem co się w nim kryło. Smutek, złość, nie dowierzanie? Do mamy w ogóle nie podobny.
-Wiem kochanie, mnie też jest przykro z tego powodu. Obiecuję ci, że porozmawiamy jutro. Teraz już naprawdę muszę iść kotu. Pa.
-Gdzie jest tata?- Rzuciłam za nią ostatnim zdanie, ale w odpowiedzi dostałam szczęk zamykających się drzwi. Mam nadzieje, że mi to wyjaśnią bo dla mnie to w cale a w cale nie jest zabawne. Ojciec często wyjeżdża służbowo. Projektuje ogrody dla wielkich zagranicznych szych, przez co w domu jest bardziej gościem niż panem domu. Z mamą tworzą idealnie zharmonizowaną parę. Chciałabym kiedyś coś podobnego osiągnąć ze swoim księciem. Jak by nie było to moja skromna osoba przyczyniła się do tego, że już w czerwcu minie 17 lat od wypowiedzenia ich sakramentalnego „tak”. Po 10 minutach bezsensownego przeżuwanie zupy, z kuchni zawlokłam się po odprężenie do łazienki. Dziś postanowiłam zaszaleć. Nalałam wody do wanny następnie wlałam i wsypałam wszystko co miało spowodować całkowite zrelaksowanie się ciała. A co tam. Włączyłam hydro masaż, na uszy wsadziłam słuchawki i trwałam w tej błogości przez jakieś 30 minut. Czyli do w tedy do kiedy temperatura wody nie zrobiła się taka jaka panuje na Atlantyku. Poszłam do siebie. Na mim wiszącym krześle usadowiłam swoje szanowne, zmordowane 4 litery wraz z laptopem i kocykiem w słodkie różowe pajączki, poczym wlogowałam się na fejsa. Zaraz wyświetliło mi się zdjęcie dodane przez Zuzę z naszych wczorajszych wagarów. Ja jeszcze wprost idealnym stanie, Zula która zaliczyła lekkie zderzenie z mokrą naturą. Oczywiście nie obyło się bez komentarza typu „jak mogłaś?? Patrzaj jak ja wyglądam:*”. Po jakichś 10 minutach został dodany komentarz:
On: „Jednak miss mokrej damy zgarnęła Julitka J.”
Gdyby przez kable można było zabić, ja na pewno w chwili impulsu unicestwiłabym Ralskiego. Jak on mi działa na moje zwoje...
Ja: „Tytuł na super palanta też już ktoś zgarnął J.”
On: „ J”- tylko tyle? Dwukropek i nawias? Ha! Tą potyczkę wygrałam ja. Albo i nie, bo na prywatnym ktoś pisze...
On: „ Nie potrafisz mi tego napisać/powiedzieć wprost?”
Ja: „ Najwidoczniej nie. W ogóle nie musiałabym pisać niczego gdybyś ty nie zaczął. A może nie mam racji co do tego palanta?”
On: „To się jeszcze okaże.”
Ja: „Nie masz nic ciekawszego do roboty?”- Na to akurat odpowiedź nie nadeszła. Najprościej w świecie chłopak po prostu szukał ze mną kontaktu.
On:  „O co chodzi z tą czekoladką?”
Ja: „Przejebałeś.”
On: „ A konkretniej?”
Ja: „A konkretniej to zajebałeś jej wspomagacze. Ma tam naładowane coś co ją pobudza żeby nie zasnęła w czasie lekcji. Ma też takie małe coś w kształcie koniczynki(ekstazy chyba), przez to robi się czulsza i bardziej żywa. Ja tam nie wiem co to jest, ale jednym słowem drugs’y. Czekoladki znajdziesz w każdej biedronce ale nadzienie raczej wyczarujesz. Radze ci przejść jutro rano przez próg biedronki i kupić te czekoladki i odłożyć je na miejsce.”
On: „Nie pomyślałbym, że kiedykolwiek udzielisz mi jakiej kol wiek dobrej radyJ
Ja: „To udzielę ci jeszcze jednej”
On: „Tak? Jakiej?”
Ja: „Nie wkurzaj mnie”
On: „Ty mi grozisz?”
Ja: „Nie, obiecuję
On: „Wezmę sobie tę cenną radę wprost do swego serca Panna Szlachetko.”
Nie odpowiedziałam mu już bo nie chciałam się denerwować przed spaniem. Jutro też jest dzień i to jeszcze wypełniony jego chorą dupą! Dlaczego w ogóle przeniósł się do tej szkoły i to jeszcze w samym końcu semestru? Odpowiedzi miałam nadzieję, że udzieli mi Zuzka, która wtargnęła do pokoju z taką miną, że każda wypowiedziana litera była nie właściwą.
-Kogo o mało co nie odesłałaś na drugi świat?- Przerwałam tą cisze która aż biła po uszach od początku wejścia jej do mojego pokoju.
-Stara, nie mam butów do sukienki.- Co się w takich chwilach robi? Załamuje ręce? Tak właśnie to, i do tego powstałe napięcie wysyła w atmosferę.
-Ale będziesz żyć? Poczekaj przyniosę ci soku na uspokojenie.- Zażartowałam i poszłam do lodówki i wyciągnęłam sok, patrzę dalej i co? NIE WIERZĘ! Moja ulubiona szarlotka z bitą śmietaną. Zapomniałam na śmieć o tym, że mogę takie cudo w lodówce znaleźć. Zwinęłam jeszcze ją i widelczyki po czym udałam się do Zuzy. O mało co nie wydupcy... Bo gdzie nie spojrzeć BUTY. Postawiłam wszystko na stoliku i obserwowałam tył Zuli bo przód utopiła w mojej szafie. W końcu gwałtownie się podniosła trzymając ręce w górze jak ta małpa w „ Królu Lwie” z Simbą na rękach, z tym że ona trzymała moje Labotiny. Z oczami, które we mnie wlepiła nie mogłam jej odmówić.
- Ale nie połam obcasów, bo ja połamie ci nogi i już nigdy więcej nie będziesz potrzebować nawet kapci.
-Jejuuu! Kocham cię.- Tą parę trzymałam schowaną głęboko w szafie przed wszystkimi ciotkami i kuzynkami. Do tej pory nosiły tylko mnie i moją mamę, ale wiedziałam, że Zuzia dobrze się nimi zaopiekuje. A jeżeli nie będzie miała dopasowanych butów do stroju to bez kija bejsbolowego nie podchodź. Albo łopaty. Jest pedantką i perfekcjonistką na cała jej wysokość ciała.
-A gdzie będziesz w nich hasać?
- Idziemy z Alanem na wesele jego brata. I wyobraź sobie mówi mi o tym dopiero miesiąc przed. Kiedy ja się...
-Majska !- Wolałam już zawczasu przerwać ten wywód bo nie skończyła by do rana.-Ja cię uczesze umaluję i pamiętaj! To panna młoda ma wyglądać najładniej. Uściskała mnie i popatrzyła z wielebnym wzrokiem.
-A no i jak Alan coś wymodzi to obiecuję, ściągnę tego buta i wbije mu szpilkę w dupę.
-Oj weź... A właśnie. Ty mi powiedz gdzie cię wcięło na całe 45 minut z angielskiego?
-Psychopata. Mówi ci to coś?
-Mmm... czyżby cię porwał- Znów uniosła te swoje brwi.
- I do tego przetrzymywał w schowku na miotły. I nie mów, że ten osobnik jest zrównoważony emocjonalnie.
-Romantico było. Schowek, miotły, MAŁO MIEJSCA.- W o ogóle nie wiem po co podkreśliła dwa ostatnie słowa.- Widzę, że ci się podoba.
- idziesz na bosaka.- Mówiąc to podeszłam i zabrałam 2 buty.
-Nie już nie będę. Masz rację obleśny psychopata.-Oddałam buty.- Szarlotka twoje mamy? Mniam. Nie co ja robie, a jak przytyje?
- to ci pójdzie w cycki. Jedz.- Gadałyśmy jeszcze z jakieś 20 minut o głupotach i zasnełśmy. Obudziła nas moja mama. Nie zdziwił jej widok Zuzy wiszącej na brzegu łóżka bo od dzieciństwa zawsze któraś z nas zapomniała wrócić do domu na noc. Dzieli nas tylko furtka. Wstałyśmy, Zuza poleciała do siebie a ja udałam się na swój coranny obrządek. I znowu się zaczęło...